niedziela, 28 lipca 2013

Denko 5m- cz. 2

Druga część denka, będzie też trzecia, więc szybko przechodzę do sedna, tym bardziej, że już czeka nowa torba zużyć lipcowych!


Antyperspiranty to podstawa, szczególnie latem. Ja mam już swoich faworytów, jednak po drodze zgrzeszyłam też innymi. Oprócz powyższych miałam też ogromną butlę anty Nivea, ale zapomniałam zachomikować. 
Lady Speed Stick- to nie dla mnie. Zapach mi nie odpowiada, śmierdzi alkoholem. Działanie marne, oczywiście co pacha to opinia. :) Jednak u mnie "trzyma" ok. godziny i już się dzieje. A to niedopuszczalne.
Nivea x 2. Pierwszy, Stress portect również mi nie podpasował. Zapach marny, ochrona taka sobie. 

Jednak jestem zwolenniczką zapachów mydlanych z cyklu Dove, dlatego drugi- Invisible był lepszy. Chociaż zapewnienie, że nie zostawia żadnych, kompletnie żadnych plam jest kłamstwem. Białe pasy na czarnych bluzkach... nie wspominam go za dobrze.


Tylko dwa żele? Czy ja się przez tyle miesięcy w ogóle nie myłam? Myślę, że dwa kolejne miesiące przyniosą odpowiedź w postaci tony butelek po żelach. Niestety nie potrafię myć się tylko jednym, czy dwoma żelami. Muszę mieć wybór kilku zapachów, w zależności od nastroju. Świeży aromat Lirene odpowiadał mi wiosną, już po końcu zimy. Pod koniec opakowania jednak, zapach jakby się przeterminował. To nie był przyjemny zapach, dlatego zużywała czym prędzej.

Żele Orginal Source szybko się kończą, ale zapachy rekompensują wszystko. Fajnie się pienił, ma wygodne opakowanie, cały żel zlatuje w dół, dzięki temu nie trzeba kombinować jak wydobyć płyn pod koniec użytkowania.Mój zapach był trochę mdły, ale ostatnio powąchała limitowany ananas- niebo. :) Szkoda, że mam aż 10 żeli w użytku. :(

Pudry jak pudry, nie przykładam do nich zbyt wielkiej uwagi, w sumie każdy mi pasuje. To normalne, że po paru godzinach trzeba sobie poprawić to i owo. Vollare i Affinitone postawiła bym w tym samym szeregu. Słabo kryjące, w sumie to w ogóle. Świecenie już po 2 godzinach. Czarne opakowanie tandetne, beżowe z lusterkiem, więc wygodnie można przenosić w torebce. Nie kupię ich ponownie. Dajmy szansę innym.

Teraz tusze, bo muszę... coś Wam powiedzieć. Unikajcie Astor Big Boom Beutiful. Ogromna szczota, którą nie da się dotrzeć do zewnętrznych i wewnętrznych kącików. Poza tym, aby uzyskać efekt małego big, a żadnego beautiful, trzeba nałożyć co najmniej 3 warstwy, a wtedy sklejone rzęsy straszą nas w lusterku. Porażka. Z kolei 2000 calorie, które na zdjęciu się zawstydziło i napis swój zakryło, to mój hit. Wracam do niego zawsze. Wielbię ten efekt mega rzęs przy znikomym wysiłku. Serdecznie polecam. Pani Macadamia. :)

I na koniec podkład, który zużywałam bardzo długo, aż wstyd. Takie krycie preferuję zimą. I na wielkie wyjścia. Latem nie używam podkładów prawie wcale. Wszyscy znają, bądź słyszeli o podkładach Revlon Colorstay. Trzeba spróbować, żeby pokochać, albo znienawidzić.


Kolorówka. Tym chyba zakończę ten post.

Bonus.
Pasty do zębów. Bez zbędnych słów. Bo pasta to pasta. Przynajmniej dla mnie.



























Pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Lady Speed Stick-uwielbiam,ale tylko żelowe,OS-też lubie głównie za zapach!

    OdpowiedzUsuń